Excel nie "przeciąga" formuł. Witam, Ma problem z Excele, a mianowicie nie dział mi "suwak" nie mogę przeciągnąć liczenia/formuły/algorytmu itp. np. mam ponumerowane wiersz L.P. 1,2,3 do tej pory najeżdżałem suwakiem na prawy dolny róg, przycisk przesuwam w dół i liczyło dalej wiersz. To samo było z innymi formułami w Zaakceptowane rozwiazanie. Zacznij w takim razie od sprowadzenia gry do domyślnych ustawień wedle instrukcji poniżej: Wyłącz zapisy w chmurze (Origin > Ustawienia aplikacji > Instalacje i zapisane stany gry > Zapisane stany gry WYŁĄCZ) następnie zmień nazwę folderu FIFA 22 na np. FIFA 22 kopia, katalog ten znajduje się w %USERPROFILE Powinien pojawić się wyskakujący komunikat potwierdzający, że chcesz odinstalować Vanguard. Kliknij Tak kontynuować. 3. Odinstaluj Valoranta. Przejdźmy teraz do tego, jak odinstalować Valorant. Proces jest dość prosty i będzie Ci znany, jeśli odinstalowałeś między innymi aplikacje, takie jak Steam, Discord i gry. MAŁGORZATA WROCHNA Trudne pojęcie "wolność". Bardzo często w otaczającym nas świecie spotykamy się z rozumieniem wolności, jako swobody robienia wszystkiego, na co ma się ochotę. Z drugiej strony, w kościele słyszymy, że nie jest to wtedy wolność, ale "swawola". Papież często napomina nas, abyśmy robili dobry użytek z naszej Gra się nie uruchamia / wyłącza w trakcie gry. 1) Proszę upewnij się, że używasz opcji "Uruchom jako Administrator", by zainstalować oraz, by uruchomić grę (kliknij prawy-przycisk myszy na skrócie i z listy wybierz "Uruchom jako Administrator"). 2) Proszę przeinstaluj grę, a następnie dodaj ją do wyjątków programu Tak mi usztywnił karku kręgi, Że mimo groźby i namowy – Ani kazanie, ani pręgierz Nie zdoła mi pochylić głowy. Autor: Jacek Kaczmarski, Diabeł mój; Tęcza jest mostem prowadzącym z ziemi do nieba. Rozpadnie się na kawałki, gdy będzie się zbliżać koniec świata i diabeł przejedzie nią konno. Autor: Arturo Pérez-Reverte . “Nic mi się nie chcę…” Jeśli tak właśnie myślisz w tej chwili, to ten artykuł jest dla Ciebie. Dowiesz się skąd bierze się takie poczucie oraz co możesz z tym zrobić. Pewnie znalazłeś się kiedyś w sytuacji, w której termin wykonania zadania czyha za rogiem, a ty nie możesz zmusić się do pracy. Albo kiedy masz poczucie, że coś należałoby zrobić, ale nie możesz się zabrać za nic sensownego. Uciekasz w seriale, gry, sen lub inne sposoby na odwlekanie. Spokojnie – można nad tym zapanować. Po prostu czytaj dalej 🙂 Prokrastynacja, czyli odwlekanie Prokrastynacja to ostatnio dosyć modne słowo. Coraz więcej się mówi o doświadczaniu i przezwyciężaniu prokrastynacji – jednak czym ona tak naprawdę jest? Prokrastynacja, w bardziej polskiej wersji nazywana również odwlekaniem, to w najszerszej definicji odkładanie na później zamierzonego działania. Samo słowo pochodzi od łacińskiego procrastinato, czyli „odroczenie” lub „zwłoka”. Rozszerzona definicja mówi, że „prokrastynacja to “dobrowolne odwlekanie zamierzonego działania przy wykonywaniu pewnych zadań mimo przewidywanych negatywnych konsekwencji i potencjalnie gorszego wyniku”. Co to dla nas oznacza? Prokrastynacja jest dobrowolna. Oznacza to, że osoba odkłada wykonanie zadania, mimo że nic pilnego się nie dzieje. Odłożenie jakiegoś zadania na później, bo sytuacja tego wymaga (np. odkładamy sprzątanie mieszkania, bo trzeba pojechać po chore dziecko do szkoły) nie jest dotyczy działań, czyli możemy zaobserwować ją w zachowaniu – czyimś zadaniem może być przygotowanie pracy pisemnej, a działaniami jest np. zebranie źródeł, napisanie planu itp. – te działania to właśnie przedmiot prokrastynująca zdaje sobie sprawę z możliwych negatywnych konsekwencji, lecz, nie jest to wystarczająca motywacja do podjęcia działania (np. ktoś może wiedzieć, że nienapisanie pracy na czas może skutkować wyrzuceniem z uczelni, a mimo to nie podejmować działań związanych z pisaniem pracy). Czy prokrastynacja to po prostu ładne określenie na lenistwo? Odpowiadając rzeczowo: nie, a przynajmniej nie zawsze. Pewnie czasem, w potocznym rozumieniu, faktycznie myli się lenistwo z prokrastynacją i używa zamiennie. Psychologia rozróżnia jednak te zjawiska. Na pewno bez trudu dostrzegamy oczywiste podobieństwa między prokrastynacją a lenistwem – czyli niechęć do podjęcia działania i braki w motywacji. Różnice mogą wydawać się bardziej subtelne: Intencje – w prokrastynacji istnieje intencja, zamiar ukończenia zadaniaEmocje – prokrastynacja wiąże się z przykrymi uczuciami (głównie poczucie winy), natomiast lenistwo niekoniecznie – osobie leniwej może być dobrze z tym że odkłada zadania lub w ogóle ich nie podejmuje, natomiast prokrastynator chciałby się pod tym względem zmienić Jak możemy się domyślić, patrząc z zewnątrz, możemy nie dostrzec różnicy między lenistwem a prokrastynacją – bo nie widzimy na pierwszy rzut oka czyichś intencji i emocji. Wszystko o nerwicy lękowej Dlaczego nic mi się nie chce, czyli przyczyny prokrastynacji Natychmiastowa gratyfikacja Czasy, w których żyjemy, dają nam możliwość dostępu do sprzętów i bodźców dostarczających natychmiastowej nagrody (gratyfikacji), na przykład w postaci rozrywki. Nie musimy się zatem napracować, by doświadczyć błogiego stanu – wystarczy spojrzeć w telefon lub komputer, a już po chwili można oddawać się grom, treściom rozrywkowym, czy rozmowom ze znajomymi z całego świata. Te zadania są bezkonkurencyjnie przyjemniejsze od wielu codziennych obowiązków, czy zadań dotyczących pracy, czy szkoły. Osobowość – Wielka Piątka Pod koniec lat osiemdziesiątych dwóch amerykańskich psychologów, Paul Costa i Robert McCrae opublikowali teorię będącą wynikiem ich wieloletnich badań i analiz. Teoria ta jest znana do dziś jako pięcioczynnikowy model osobowości, inaczej nazywany Wielką Piątką. Założenia modelu są takie, że istnieje pięć wymiarów osobowości, które są uniwersalne dla ludzi (niezależnie np. od kultury), są w dużej mierze warunkowane genetycznie (dziedziczne), są w miarę stałe w ciągu życia i istnieją realnie. Do Wielkiej Piątki należą następujące czynniki: Neurotyczność – stałość emocjonalna: opisuje podatność na stres i skłonność do przeżywania silnych negatywnych emocji,Ekstrawersja – introwersja: odnosi się do doświadczeń wynikających z kontaktów społecznych,Otwartość na doświadczenie: tendencja w nastawieniu do doświadczeń życiowych, a także tolerancja i wewnętrzna ciekawość,Ugodowość – antagonizm: opisuje nastawienie do ludzi,Sumienność – nieukierunkowanie: stopień wewnętrznej organizacji, wytrwałości, motywacji i ukierunkowania na cel. Z badań wynika, że doświadczanie prokrastynacji jest powiązane z przejawianymi cechami osobowości Wielkiej Piątki, w szczególności z neurotycznością i sumiennością. Sumienność (związana ujemnie) sugeruje, że im człowiek jest bardziej zorganizowany i ukierunkowany na cel, tym mniejsze będzie miał skłonności do odwlekania. Neurotyczność natomiast to między innymi skłonność do przeżywania przykrych stanów emocjonalnych i stresu, co jak wiemy, jest jedną z podstawowych cech prokrastynacji. Poczucie własnej wartości i poczucie własnej skuteczności Do psychologii pojęcie poczucia własnej skuteczności wprowadził Albert Bandura, który swoją pracę naukową poświęcił głównie kwestii modyfikacji zachowań ludzkich. W ramach teorii społeczno-poznawczej przyjmuje się, że zachowania ludzi są kierowane trzema rodzajami oczekiwań, są to: Oczekiwania wobec sytuacji (poziom związanego z nią ryzyka, prawdopodobieństwo osiągnięcia sukcesu)Oczekiwania wobec wyniku podjętego działania (oczekiwanie, czy dane działanie może doprowadzić do osiągnięcia pożądanego skutku – np. czy wprowadzenie produktu umożliwi rozszerzenie grona klientów o nową grupę wiekową)Oczekiwania wobec własnej skuteczności (przekonanie dotyczące możliwości zrealizowania zadania, np. poziomu własnych umiejętności). Poziom tych oczekiwań jest związany z tendencją do odwlekania – im mniejsze będzie poczucie skuteczności i mniejsza wiara we własną wartość, tym większe jest prawdopodobieństwo prokrastynacji. Charakterystyka zadania Timothy Pychyl, profesor psychologii, w swoich badaniach szukał cech, które sprawiają, że jakieś zadanie jest dla nas bardziej awersyjne – to znaczy, jesteśmy bardziej skłonni je odwlekać, niż wykonać od razu. W końcu z czegoś musi wynikać to, że chętniej odłożymy napisanie raportu do pracy, niż obejrzenie najnowszego filmu ulubionego reżysera. Psychyl zauważył siedem głównych cech zadań awersyjnych (odrzucających): nuda: zadania, które nie wzbudzają w nas zainteresowania (na przykład domowe obowiązki)wzbudzanie frustracji: zadania, których wykonanie jest np. utrudnione poprzez konieczność uzyskania wsparcia z zewnątrz (na przykład załatwianie spraw urzędowych)poziom trudności: zadania, które w naszej opinii przerastają nasze możliwości (na przykład skomplikowane zadanie z pracy)niejednoznaczność: zadania, które nie mają jasno określonego kształtu i których nie rozumiemy (na przykład z dziedziny, na której się nie znamy)brak struktury: zadania, w których nie wiemy, od czego zacząć i jaka powinna być kolejność konkretnych działań, zazwyczaj dosyć duże i pracochłonneniesatysfakcjonujące: zadania, które same w sobie nie są przyjemne i wykonanie ich nie przynosi szczególnego zadowolenianie ma osobistego znaczenia: zadania narzucone z zewnątrz, które trzeba wykonać, mimo że sami ich sobie nie wybraliśmy Motywacja a odczucie: “nic mi się nie che…” Z przyczynami odwlekania silnie powiązana jest motywacja, szczególnie w rozumieniu motywacji osiągnięć. Definiuje się ją jako „potrzebę wykonywania czynności tak szybko i dobrze jak to jest tylko możliwe, w celu osiągnięcia bądź przekroczenia wysokich standardów.”. Niska motywacja osiągnięć, czyli brak wewnętrznej potrzeby ciągłego ulepszania i usprawniania wykonywania działań, zwiększa tendencję do odwlekania zadań. Co ważne, relacja ta nie jest bardzo silna, a jeżeli prokrastynacja występuje pomimo wysokiej motywacji osiągnięć – należy szukać przyczyny w innym miejscu, na przykład nie w podejmowaniu działania, a w przełożeniu własnych intencji na realne czynności. Percepcja czasu Bardzo ciekawym zjawiskiem jest określanie czasu przez ludzi. Na przykład termin ostateczny wykonania zadania na pierwszego stycznia przyszłego roku wydaje nam się dłuższy niż nawet na ostatni dzień grudnia roku bieżącego. Tę samą regułę możemy przenieść na mniejszą skalę – na przykład zadania zaplanowane na następny miesiąc lub tydzień są postrzegane jako znacznie odleglejsze, niż gdyby wpisać je na koniec bieżącego miesiąca lub tygodnia. Dobrze ilustrującym przykładem jest tak zwane prawo Parkinsona, który powiedział kiedyś „Praca rozszerza się tak, aby wypełnić czas dostępny na jej ukończenie”. Oznacza to, że często zadanie rozwlekamy i odwlekamy tak, by ostatecznie i tak je skończyć w ostatnim możliwym momencie. Gdyby nawet termin był o połowę krótszy – też skończylibyśmy w ostatnim możliwym momencie. Dobrym przykładem na prawo Parkinsona w kontekście czasu są studenci – niezależnie, czy grupa dostanie tydzień na napisanie eseju, czy miesiąc na napisanie tego eseju – duża część prac i tak spłynie ostatniego możliwego dnia. Nastawienie „wszystko albo nic” Jest to podejście zakładające, że albo zrobimy coś najlepiej, jak się da, albo nie zrobimy wcale. Niestety, w życiu nie jesteśmy w stanie robić wszystkiego idealnie – i to dla niektórych jest czynnik paraliżujący przed działaniem. Szczególnie sprawdza się to w przypadku dużych i ważnych zadań (na przykład matury, egzaminy, ważny projekt w pracy). To nastawienie jest silnie związane z lękiem przed porażką, czyli tak silną obawą zawiedzenia swoich lub cudzych ambicji, że aż jest to paraliżujące i uniemożliwia działanie. Więcej o stanach lękowych Nastawienie do samego siebie Szczególną rolę odgrywa tu odczuwanie w stosunku do siebie nieprzyjemnych emocji i brak poczucia współczucia. Prowadzi to do stwierdzenia np. „I tak jestem za głupi na zrobienie tego zadania, więc równie dobrze mogę pooglądać filmy”. Konsekwencje odwlekania, czyli jak “nic mi się nie chcę” wpływa na Twoje życie Wpływ na osiągnięcia (naukowe i zawodowe) Najbardziej zauważalne jest oddziaływanie prokrastynacji na formalne obowiązki – szkolne, uczelniane lub zawodowe. W perspektywie długofalowej odkładanie prowadzi do nadmiernego stresu, przemęczenia i nagromadzenia zaległych zadań, co przekłada się na oceny i wyniki zawodowe. Wpływ na dobrobyt finansowy Bardzo często odkładanie dotyczy także kwestii finansowych – restrukturyzowanie kredytu, tworzenie oszczędności, odkładanie na emeryturę. Oczywiście zmniejszenie efektywności w pracy przez prokrastynację także przekłada się na pogorszenie sytuacji finansowej. Wpływ na samopoczucie psychiczne i fizyczne Prokrastynacja wpływa na zwiększenie odczuwalnego stresu, zmartwień i poczucia winy – co prowadzi do gorszego samopoczucia psychicznego. W szczególnych przypadkach może także prowadzić do zaburzeń takich jak depresja. Ponadto osoby często odwlekające mają tendencję do odwlekania działań proaktywnych względem własnego zdrowia, takich jak regularne wizyty kontrolne lub nawet rozpoczęcie leczenia i trzymanie się wytycznych lekarza po zdiagnozowaniu jakiegoś problemu. Więcej o objawach nerwicy Techniki skutecznej walki z odwlekaniem Poznaj przyczyny postawy: “nic mi się nie chce” Walka z prokrastynacją powinna rozpocząć się od znalezienia jej przyczyny w danym indywidualnym przypadku. Odpowiedz sobie na pytania: Czego Ci się nie chce? Dlaczego Ci się nie chce? Postaraj się być jak najbardziej szczegółowy. Przykład pierwszy: Nie odpowiadaj: ,,Nie chce mi się uczyć, bo i tak nie jestem w stanie tego pojąć”. Spróbuj sięgnąć głębiej, aż uzyskasz konkretne informacje, na przykład: „Nie chce mi się uczyć (czego?) biologii. Nie jestem w stanie pojąć (czego dokładnie?) treści z ostatniego działu (dlaczego?), bo byłem chory, zrobiłem sobie dużo zaległości i ciężko mi to samodzielnie nadrobić”. Jak widzisz, druga wypowiedź podsuwa dużo więcej informacji, które sugerują możliwe rozwiązania. Przykład drugi: Nie odpowiadaj: „Nic mi się nie chce, bo nie mam na nic energii”. Zamiast tego spróbuj doprecyzować „Nie chce mi się pracować, bo mimo ciężkiej pracy i zmęczenia nie widzę żadnych efektów tej pracy rozwojowych ani finansowych”. Widzisz różnicę? Zmień podejście do zadania Jedną z przyczyn odwlekania może być charakter samego zadania. Jak mogłeś przeczytać w poprzednich akapitach, szczególnie odrzucające są zadania: nudneo zbyt wysokim poziomie trudnościniedookreślonebez wyraźnej strukturynieprzynoszące satysfakcjibez osobistego znaczenia Jak poradzić sobie z tymi cechami? Nuda Zadania nudne możesz spróbować urozmaicić na wiele sposobów. Jeżeli nie wymagają one dużego zaangażowania umysłowego (na przykład sprzątanie i inne obowiązki domowe), warto w tym czasie posłuchać ciekawego audiobooka lub podcastu. Jeżeli natomiast to nudne zadanie wymaga Twojego skupienia (na przykład uzupełnianie dokumentów), postaraj się jak najbardziej zmienić je w grę – możesz na przykład postarać się pobijać swoje rekordy w ilościach wypełnionych dokumentów na godzinę. Wysoki poziom trudności Wysoki poziom trudności zazwyczaj można „okiełznać”, rozbijając to duże zadanie na mniejsze i znacznie łatwiejsze, a także wymagające mniej czasu. Możesz także poprosić kogoś o pomoc lub najpierw poświęcić trochę czasu, by zapoznać się z tematem. Niedookreślenie Zadania niedookreślone można po prostu… dookreślić – w zależności od sytuacji albo dopytując się osób o odpowiednich kompetencjach, albo samemu podjąć decyzje i się ich trzymać. Brak struktury Bardzo częstym powodem odwlekania jest brak wyraźnej struktury zadania. Wydaje się ono tak duże i kompleksowe, że aż nie wiadomo, od czego zacząć. W takim przypadku najlepszym rozwiązaniem jest planowanie. Należy wziąć kartkę i długopis lub otworzyć odpowiedni program i wypisać wszystkie części składowe tego zadania. Na przykład pisanie pracy dyplomowej dzieli się na znalezienie tematu, znalezienie promotora, wyszukanie źródeł, stworzenie planu, napisanie konkretnych rozdziałów, przeprowadzenie badań itp. Potem te zadania można podzielić na jeszcze mniejsze, idealnie takie, które da się zrobić „za jednym razem” na przykład w ciągu godziny. Na samym końcu trzeba te wszystkie małe zadania umieścić w kalendarzu, tworząc harmonogram. Brak satysfakcji i osobistego znaczenia zadania Brak satysfakcji płynącej z zadania to tak naprawdę tylko kwestia podejścia. Zastanów się, co może Ci dać wykonanie danego zadania, czego możesz się dowiedzieć (znalezienie takich cech rozwiąże także problem brak osobistego znaczenia) – znajdź jakikolwiek „punkt zaczepienia”, który w najmniejszym chociaż stopniu Cię zainteresuje. Wyobraź sobie, że po wykonaniu tego zadania, będziesz chciał doradzić przyjacielowi jak najlepiej je wykonać – musisz więc skupić się na czynności, jej niuansach i pomyśleć, w jaki sposób wykonać zadanie najlepiej i najprościej. Techniki pomocne w przełamywaniu nawyku odwlekania Niestety, odwlekanie bardzo szybko staje się nawykiem, czyli działaniem, które wykonujemy automatycznie, bez zastanowienia. Bardzo trudno przełamać taki schemat działania, dlatego warto rozważyć wspomaganie się różnorodnymi technikami. I. Technika Pomodoro Technika ta polega na pracowaniu w następujących interwałach: 25 minut pracy,5 minut przerwy,po czterech cyklach (2 godzinach) następuje dłuższa przerwa (pół godziny). Ta technika pozwala „oswoić” pracę, bo 25 minut, to na tyle krótki czas, że można się do niego zmusić. Jednocześnie już samo rozpoczęcie działania pozwala na rozbudzenie energii do jego kontynuowania. II. Checklisty Checklista, to po prostu lista zadań do wykonania. Po wykonaniu zadania zaznaczasz to symbolem “V” lub po prostu wykreślasz zadanie z listy. Takie działanie motywuje, ponieważ wizualne przedstawienie zrobionych zadań jest nagradzające samo w sobie, wzmacnia wiarę w siebie i pobudza do dalszej pracy. III. Rozpoczęcie od zaraz Jeżeli stoi przed Tobą zadanie trudne i lęk przed jego kompleksowością lub wielkością Cię przeraża i od niego odpycha, warto zacząć od zaraz, ale „na brudno”. Na przykład, jeżeli masz do napisania ważny raport, pracę pisemną lub list – otwórz edytor tekstu i po prostu pisz, nie zwracając uwagi na odpowiednią strukturę tekstu, słownictwo, a nawet ortografię. Na poprawki przyjdzie czas potem, najpierw najważniejsze jest zacząć i powalić barierę odgradzającą Cię od wykonania zadania. IV. Pięciominutówki Jeśli czujesz, że wyjątkowo mocno nic Ci się nie chce, spróbuj pójść po linii najmniejszego oporu i zastanów się jakie zadanie jestem w stanie wykonać w ciągu pięciu minut, a choć trochę popchnie to moje obowiązki do przodu? Pięć minut mija w okamgnieniu, a istnieje duża szansa, że jak już zaczniesz działać, to obudzi się w Tobie jakaś motywacja do kontynuowania pracy. Co to mogą być za zadania? Na przykład sprawdzenie skrzynki mailowej, zapakowanie zmywarki, wystawienie faktury, napisanie trzech pomysłów na akapity do pracy pisemnej, przygotowanie stroju na następny dzień itp. V. Podwyższanie energii fizycznej Nasze zasoby psychiczne są silnie powiązane z fizyczną energią. Dlatego warto pobudzanie do działania rozpocząć od pobudzenia naszego ciała. Spróbuj: napić się chłodnej wody z cytrynąprzewietrzyć sięzrobić kilka przysiadów i podskokówwziąć prysznicposłuchać energetyzującej muzyki (albo do niej potańczyć)zjeść lekki posiłek Podsumowanie Zwlekanie jest trudnym problemem, ale możliwym do przezwyciężenia. Jeżeli poświęcisz minimum energii, by zrozumieć, co sprawia, że w nieskończoność odwlekasz dane zadanie, to już jesteś na dobrej drodze do rozwiązania problemu prokrastynacji. Warto wspomóc się różnymi technikami, które pomagają przezwyciężyć zgubny nawyk odwlekania. Jeżeli jednak zmagasz się z tym problemem od dawna i wpływa on negatywnie na Twoje samopoczucie – warto zgłosić się do specjalisty. Źródła Jaworska-Gruszczyńska I., Prokrastynacja – struktura konstruktu a stosowane skale pomiarowe, Testy Psychologiczne w Praktyce i Badaniach, 2016, 2, (1), s. 36-59Allan K. Blunt, Timothy A. Pychyl, Task aversiveness and procrastination: a multi-dimensional approach to task aversiveness across stages of personal projects, Personality and Individual Differences, Volume 28, Issue 1, 2000, s. 153-167, ISSN 0191-8869Modzelewski P., Zjawisko odwlekania działań – prokrastynacji. Istota zagadnienia, przyczyny i konsekwencje, Wspomaganie rozwoju kompetencji diagnostycznych nauczycieli Polecane artykuły Tak, tak właśnie. Kłaniam się dziś nisko wszystkim tym, którzy swoje emocje, wrażenia czy myśli potrafią uzewnętrznić, przekuć na słowo pisane – mało tego, potrafią zrobić to w sposób zaskakujący czy też zachęcający do lektury tudzież refleksji (w zależności od tematyki rozważań). Pomyślicie pewnie, że być może dzisiaj uderzyłam się czy może coś mi się tam przywidziało. Nie przywidziało mi się nic. Miałam jednak wczoraj traumatyczne przeżycie związane z pewnym opisem wrażeń po lekturze. Nie wiem czy wcześniej się chwaliłam (nieskromna jestem wiem!!) że udzielam się w magazynie Debiutex – w Dziale „Korekta” Jeszcze co prawda cały czas się uczę i Mistrzem Polszczyzny też nie jestem…ale staram się aby moje słownictwo „nie bolało” a tym bardziej było zrozumiałe dla innych. Zresztą błędy ortograficzne raziły mnie od zawsze (takie dziwactwo). Wczoraj otworzyłam plik z tekstem recenzji. Pogubiłam się już po drugim zdaniu – tysiąckrotnie złożonym. Następne zdania, coraz bardziej dla mnie niezrozumiałe, spowodowały tylko że w trakcie próby ich poprawy tusz mi się rozmazał od przecierania oczu – jako że ekspresyjną osobą jestem to i włosy w powiedzmy „twórczym nieładzie” miałam. Zadowolona z siebie nie byłam ani trochę niestety. Trudno pracować z tekstem, który ma być taką wypowiedzią na temat książki, tak aby przyszły czytelnik mógł sobie zdanie wyrobić…. Dlatego właśnie kłaniam się nisko i chylę czoła przed Wami, których opinie lubię czytać, tych którzy mają coś do powiedzenia i robią to w sposób klarowny i wyrazisty. Kłaniam się wszystkim tym, którzy pięknie ubierają emocje w słowa i chce się takie opinie czytać i czytać. Odpowiedzi Co zrobić? No proste chyba. Do lekarza z tym iść. Nikt Ci tu porady lekarskiej nie zastąpi. Może to być coś poważnego albo coś kompletnie banalnego. Nikt Ci tutaj nie powie Artist♥ odpowiedział(a) o 19:43 Poczytaj coś na temat czestego oddawania moczu na stronie abc zdrowie i idź do lekarza. Nikt tutaj nic ci nie poradzi, musisz iść. Z tym to do lekarza bo być może jest zapalenie cewki moczowej albo pęcherza. blocked odpowiedział(a) o 20:03 Koniecznie do lekarza, dzisiaj jeszcze jak masz żurawinę w domu to trochę pomoże, a może rodzice mają jakieś ziółka na zapalenie pęcherza i koniecznie musisz mieć bardzo ciepło w pupę i nisko w plecy, opatul się jakąś wełnianą chustą albo załóż długi, gruby sweter. Może też weź bardzo ciepłą kąpiel to ci trochę ulży. chodz po domie ciepło ubrana, a szczególnie w kapciach, też mam tak na zimę xd Uważasz, że znasz lepszą odpowiedź? lub Otrzymaj bezpłatną wycenę od specjalistów takich jak Siłownia Chce mi się Ile osób ma być trenowanych? Trening indywidualny Para Dokładna liczba osób: W ramach pobudki na bazie namiotowej w Regietowie usłyszałem aktualną temperaturę: - Jest dziewięć stopni - męski głos poinformował całą okolicę. Cóż, tegoroczny sierpień często nie rozpieszczał pogodą, choć połowa miesiąca to był jeszcze okres w miarę stabilnej i życzliwej aury. Niekoniecznie jednak ciepłej. Planowałem wczesne zebranie się, ale ponieważ byłem jednym z ostatnich biesiadników przy ognisku, to godzina pakowana przesunęła się. Ostatecznie zarzuciłem na siebie plecak około dziewiątej trzydzieści, więc tragedii nie ma. Słońce na niebie zaczyna przygrzewać. Wybieram się dziś do kolejnej bazy namiotowej, ale nie Głównym Szlakiem Beskidzkim, lecz słowacką stroną. Mam zamiar zobaczyć tamtejsze cerkwie w dwóch wioskach nadal zamieszkałych przez Rusinów, a także posiadam głęboką nadzieję, że uda mi się coś zjeść albo napić . Z bazy drepczę w górę, na południe. Zupełnie niepotrzebnie wylano tu asfalt - co prawda wyżej stoi kilka domów, ale skoro chcieli mieszkać w "dziczy", to powinni tłuc się szutrem, a dobra droga tylko zachęca "turystów" samochodowych. Idzie się przyjemnie - mijam stare krzyże, czasem jakieś bagienko. Gdzieś obok drogi znajduje się cerkwisko, które - podobnie jak pięć lat temu - przegapiłem. Jest także odbicie na cmentarz wojenny na zboczach Jaworzynki, ale to trochę za daleko na szybki spacer. Powoli nabieram wysokości, ale w końcu jestem na terenie dawnego Regietowa Wyżnego (Выжній Регетів), zatem nazwa zobowiązuje. W przeszłości był ludniejszy od Niżnego - przed ostatnią wojną mieszkało w nim prawie pół tysiąca ludzi, niemal sami Rusini, grekokatolicy i prawosławni. Cerkwi - jak już pisałem - już tu nie ma, brak też domów dawnych mieszkańców, a jedną z nielicznych pamiątek stanowi cmentarz wraz z czasownią. Czasownia powstała w XIX wieku - podobno wykorzystano prezbiterium wcześniejszej świątyni (choć w tej kwestii nie ma pewności). Długo służyła jako kaplica cmentarna. Nie wiem czy po schizmie tylawskiej należała nadal do unitów, czy może przejęli ją prawosławni - takich informacji nigdzie nie znalazłem (zakładam pierwszą opcję). Wiadomo natomiast, że po wywózkach Łemków zaczęła niszczeć, a bogobojni polscy górale używali jej jako owczarni. Już w obecnym tysiącleciu rozebrano ją i zrekonstruowano z nowych elementów (na zdjęciach widać, że troszkę się różni od oryginału) i obecnie jest w gestii kościoła prawosławnego. Przy cmentarzu mija mnie zjeżdżająca w dół grupa rowerzystów, a chwilę potem samochód terenowy cisnący się do góry, obklejony reklamami imprez objazdowych dla turystów. W tym momencie kończy się asfalt. Na samym środku dawnego Regietowa, tam gdzie do szlaku pieszego dochodzi szlak rowerowy z Blechnarki, kilkanaście lat temu wzniesiono symboliczną drewnianą dzwonnicę upamiętniającą zniszczoną wieś. Obok niej stały ławki, to było cudne, spokojne miejsce z widokami na okolicę. Pamiętam, że w 2016 roku zatrzymałem się tu i długo chłonąłem chwile. A dziś?! Ktoś wymyślił sobie, aby akurat tu wybudować chałupę! Przestrzeni dookoła od @#$%, ale trzeba postawić swoje cztery ściany właśnie tutaj! Ławki wypieprzono, tablica z dwujęzyczną nazwą i łemkowską flagą znalazła się za płotem, do dzwonnicy ledwo można dojść i została całkowicie stłamszona przez kwadratowy klocek! Nie pamiętam jak długo przeklinałem i jakich nieszczęść życzyłem przyszłemu domatorowi. Może jakiś grom z jasnego nieba? Tak zepsuć przestrzeń na odludziu to duża sztuka! Chciałem przy dzwonnicy zrobić przerwę śniadaniową, ale w tej sytuacji wściekły idę dalej. Wracająca z góry terenówka wzbijająca tumany kurzu dodatkowo podnosi mi ciśnienie. Kurna, tu powinien być zakaz ruchu! Babce za kierownicą składam jak najszczersze życzenia kopa w dupę i moje złe pragnienia częściowo od razu się spełniają, bo staje i wychodzi, łazi dookoła wozu. Ewidentnie coś zgubiła i to chyba coś ważnego. Jest drobna satysfakcja. Postój robię kawałek za dzwonnicą, przy stercie bel drewna. Zjadam śniadanie i pozuję z kupioną na początku tego lata nową górnośląską faną - to jej debiut w górach . Do granicy coraz bliżej. Końcowy odcinek na odkrytym terenie to widoki na Rotundę, Dział i Jaworzynę Konieczniańską. Ostatni ślad po wiosce, która ciągnęła się kiedyś aż pod las. Na przełęcz Regietowską (sedlo Regetovská voda) docieram po niecałej półtorej godzinie od opuszczenia bazy. Na granicy oczywiście bagno takie, że buty można zostawić! Jestem całkowicie przekonany, że to któryś z rządów albo i oba specjalnie leją wodę aby zniechęcić turystów! Przecież niemożliwe, aby zawsze na szlaku granicznym występowało błoto! Słupki graniczne jeszcze z czasów Państwa Słowackiego księdza Tiso. Początkowo nie umiem odnaleźć słowackiego szlaku - okazuje się, iż zaczyna się on kilkadziesiąt metrów dalej od polskich tablic. U Słowaków czekają na mnie dwie niespodzianki: pierwsza to wiata z koszem i kominkiem... Druga: żółty szlak (kiedyś prawdopodobnie miał kolor zielony) został kompletnie rozorany przez sprzęt drwali! Ścieżka tak naprawdę nie istnieje, musieli się mocno starać, aby dokonać takich zniszczeń. Pierwsze kilkaset metrów to ciągłe przeskakiwanie z jednego mniej mokrego miejsca w inne, dopiero potem można iść w miarę normalnie, gdy słońce wysuszyło błoto. Na polanie spotykam czerwony samochodzik stojący w cieniu z słuchającym radia facetem w środku. Możliwe, że to robotnik stawiący w pobliżu dom letniskowy. Spoglądam w niebo: przede mną nieustannie słońce, ale z tyłu czai się już wielka chmura, która wkrótce zakryje wszystko. Mijam coraz więcej weekendowych chałup, cywilizacja wspina się coraz wyżej. Wkrótce pojawia się asfalt i regularne zabudowania Regetovki (Реґетівка). Już sama nazwa wskazuje, że w przeszłości wiele łączyło ją z Regietowem po drugiej stronie przełęczy, zapewne wiele rodzin miało krewnych i tu i tam, odwiedzali się podczas świąt i zakupów. Zresztą początkowo zwała się Uengersky Regetow, więc tylko przymiotnik odróżniał ją od małopolskiej miejscowości. Wioska jest mało ludna, na stałe zamieszkuje ją nie więcej niż 50 osób. To i tak wzrost w porównaniu ze spisami powszechnymi z 2001 i 2011, które notowały odpowiednio 14 i 28 obywateli. Co ciekawe - w tym pierwszym najwięcej było Rusinów, potem Słowacy i jeden zagubiony Czech, a w tym drugim Słowacy stali się już grupą dominującą. To zapewne efekt przyjazdu ludzi z miast, którzy pobudowali tu swoje nowe domy - odwrotnie niż kiedyś, gdy mieszkańcy gór migrowali do większych ośrodków i na Węgry. Z tego powodu "małości" Regetovki nie widać, gdyż budynków, w tym odpicowanych, widzę przy drodze sporo. I tylko urząd gminy z tablicą dziękującą wyzwolicielce Armii Czerwonej przypomina, iż to jednak nie metropolia. Humor mi dopisuje. Na razie... Regetovka ożywia się zimą z powodu istniejącego tu ośrodka narciarskiego, ale ponoć i latem można tu coś zjeść. Z niecierpliwością wypatruję jakiegoś lokalu i wreszcie go widzę! Podchodzę, kartka na drzwiach działa na mnie jak zimny prysznic: otwarte od piątku do niedzieli! A dziś przecież czwartek. Knajpa wygląda na połączoną z domem i słyszę ze środka głosy, więc wchodzę i spróbuję zapytać, czy nie kupię chociażby piwa... - Dzień dobry - wołam do kobiety i faceta krzątających się przy stołach. - Zamknięte! - wrzeszczy facet. - A czy dostałbym... - Nie! - przerywa mi. - ...czy dostałbym jedno piwo? - kontynuuję. - Nie, zamknięte! - drze się wściekle facet i ma minę, jakby zaraz miał eksplodować. Jego kobieta znacznie spokojniej tłumaczy, że mają jakąś imprezę. No dobra, dobra, cofam się do drzwi i wychodzę, bo zaraz mnie tam facet zamorduje. Zły i zawiedziony idę dalej, nawet nie mam ochoty podejść do greckokatolickiej cerkwi z końca 19. stulecia. Na głównym placu dwóch Cyganów kopie w ziemi, przez co jakiś syf wpada mi do oka (jak zwykle do prawego - mam tak nieustannie od czasu majowego wyjazdu nad Bug!), więc moja irytacja się wzmaga, by zaraz potem pęknąć jak balonik, bo oto... kolejny lokal! Spory pensjonat, wygląda na dość drogi, ale działa i posiada restaurację! Jakaż zmiana nastrojów w krótkiej chwili! W środku faktycznie luksusowo: parkiety, lśniące drewno, marmury. Ceny jedzenia dochodzą do dziesięciu euro, więc jak na zadupie niemało, ale płakać nie będę, tym bardziej, że lany Gambrinus to koszt euro i trzydziestu centów . Zamawiam pierogi z bryndzą, piwo i kapitalną lemoniadę. Jestem w niebie. Kelner uwija się aż miło, co chwilę dopytuje, czy wszystko w porządku. Za to kucharz patrzy na mnie dość podejrzliwie, może dlatego, że wypakowałem połowę plecaka i podłączyłem sprzęt do ładowania, łażę też co chwilę do kibla - a to umyć oko, a to napełnić butelkę wodą (ta bardzo smaczna ze źródełka przy bazie w Regietowie prawie się skończyła, a miałem jej prawie półtora litra). Tłumów nie ma, lecz pusto także nie - najpierw siedziała jedna rodzina, potem pojawiła się rodzina słowackich Węgrów, a przed moi wyjściem kolejna, tym razem większa grupa. Zatem dochody są. Pojadłem, nawodniłem się, doładowałem, umyłem - syty i zadowolony mogę ruszać w dalszą drogę. Teoretycznie do miejsca noclegowego zostało mi około trzynastu kilometrów, a jest około więc czasu mam sporo... Pogoda nie uległa większej zmianie w ciągu postoju - niebo waha się pomiędzy opcją wypuszczenia deszczu, a ponownym odkryciem słońca. Na wąskiej drodze w kierunku skrzyżowania nawet nie próbuję łapać stopa, gdyż idzie się fajnie, a ruchu i tak nie ma. Drogowskazy przy skrzyżowaniu. "Cactus" to przybytek, z którego mnie pogoniono. Droga numer 545 jest szeroka i wydaje się wymarzona do szybkiego śmigania. Ale i tu prawie brak samochodów, a gdy już któryś przemknie, to zazwyczaj ma polską rejestrację, więc pewnie gna do/z granicy. Ja jednak na razie aż tak daleko się nie wybieram. Chmurzy się nad Paledovką. Na poboczu sterczą samotne krzyże. Oprócz tych typowo religijnych dwa z nich upamiętniają mężczyzn poległych w 1945 roku. Ciekawe, czy ich pochowano w miejscu śmierci, czy to jedynie symbol? Spoglądam w tył - szczyt z nadajnikiem to Stebnícka Magura. Przede mną Becherov (Бехерів), wioska nieco większa do Regetovki, bo zamieszkała przez prawie trzysta osób. Tu największą grupą narodowościową są Rusiny, Słowacy powoli ich doganiają, jest też trochę Cyganów i osób deklarujących się jako Ukraińcy. Bywając w słowackim Beskidzie Niskim zawsze zadaję sobie pytanie: jak wyglądałaby polska część tego pasma, gdyby nie wojna, wywózki do ZSRR i akcja "Wisła"? W takich miejscach można to sobie wyobrazić. Zamiast nieistniejących lub na wpół opuszczonych wiosek zasiedlonych przez przybyszy z dalszych stron są niewielkie, nadal istniejące osady zamieszkałe przez autochtonów. Nie zobaczymy tu już raczej drewnianych chat, bo ludzie chcą dzisiaj żyć wygodnie i nowocześnie. Zamiast porośniętych trawą cerkwisk albo świątyń przejętych przez inne wyznania spotkamy czynne cerkwie, z których wiele wzniesiono z trwalszych niż drewno materiałów. Polski Beskid Niski przyciąga ciszą i spokojem (przynajmniej zazwyczaj), opuszczone krzyże i zdziczałe drzewa sprzyjają zadumie i przemyśleniom; słowacki Beskid Niski ciągle żyje, pulsuje autentycznością, nie patrzy tylko w przeszłość, ale również w przyszłość, nawet jeśli ta niekoniecznie rysuje się w kolorowych barwach (Szarysz - w którym jestem - oraz Zemplin to jedne z najbiedniejszych regionów Słowacji). Każdy może sobie odpowiedzieć, która opcja mu bardziej odpowiada, mnie ciągnie i tu i tu... Obok głównej drogi wznosi się świątynia prawosławna z lat 20. ubiegłego wieku. Kościół Prawosławny stał się widoczny w Czechosłowacji w okresie międzywojennym na fali odchodzenia od katolicyzmu. Dotyczyło to głównie Czech i Moraw, natomiast na terenie Słowacji należeli do niego przeważnie Rusini i Ukraińcy, którzy w przeszłości albo podchodzili pod jurysdykcję biskupa z Budapesztu albo konwertowali z grekokatolicyzmu. Nigdy nie przeważyli liczebnie nad grekokatolikami, choć w czasach komunizmu tych drugich włączono przymusowo do prawosławia (podobnie jak w innych demoludach); gdy tylko reżim kruszał, grekokatolicy wracali do unii z Rzymem. Zachodzę na cmentarz. Nagrobki - wiele nowych - ustawione są "odwrotnie", to znaczy pomnikiem w nogach, a nie w głowie zmarłego. A może to zmarli leżą odwrotnie, a tylko napisy są wykute z odwrotnej strony? Ciekawe, że takie ułożenie spotkałem dotychczas tylko na niektórych nekropoliach prawosławnych i unickich - głównie na Słowacji, czasem na Bałkanach. Z czego to wynika? W Polsce groby wyznań wschodnich są "normalne". Poza tym to chyba dość młoda moda, gdyż stare nagrobki mają standardowe ułożenie z krzyżem z tyłu. Naprzeciwko cerkwi oglądam pomnik piętnastu Becherovian, którzy nie wrócili do domów z II wojny światowej, walcząc w szeregach partyzantów i powstańców. Polegli za pokój, ojczyznę i socjalizm. Na zdjęciach prezentują się w mundurach armii Państwa Słowackiego, czechosłowackich i po cywilnemu. Po cichu liczyłem, że znajdę w wiosce jakiś sklep. Nadzieję tą podgrzała tablica zapraszająca do niego i "kawiarni". Niestety, okazało się, że ten obiekt został już zlikwidowany. Sam Becherov o tej porze jest wyludniony, z rzadka przemknie ktoś z psem lub śmieciarka. Na zboczach górki wznosi się druga świątynia Becherowa - greckokatolicka cerkiew z 1847 roku. Obiektywnie pisząc, to nie jest ona jakimś arcydziełem architektonicznym, ale położenie ma ładne. Na rozległej łące znajdują się dwa skupiska grobów oraz cmentarz wojenny. Na przełomie 1914/1915 w okolicach Becherova toczyły się krwawe walki pomiędzy armią rosyjską i austro-węgierską. Rosjanom w tym miejscu udało się chwilowo przekroczyć linię Karpat i przejść na ówczesną węgierską stronę. Kilka cmentarzy żołnierskich znajduje się obok granicy, ale poległych chowano również przy cerkwiach. Na tej nekropolii spoczywa 76 poddanych Franciszka Józefa i 35 poddanych Mikołaja. Obiekt niedawno przeszedł kompleksowy remont i teraz promienieje świeżością. Becherov opuszczam północną stroną i wracam na trzycyfrówkę. Do dawnego przejścia granicznego mam jeszcze cztery kilometry, co niezbyt mi się podoba, bo średnio chce mi się dymać asfaltem tak daleko i pod górę. Fajnie byłoby złapać stopa, lecz nie jedzie kompletnie nic, więc powoli mozolnie prę do przodu. Słońce ponownie zakryły chmury, ale to dobrze - wędrówka po nagrzanym asfalcie i przy wysokiej temperaturze byłaby znacznie bardziej męcząca. Mniej więcej po dwóch kilometrach słyszę warkot auta. Nadjeżdża jakiś leciwy model i się zatrzymuje, w środku starsze małżeństwo. - My tylko do granicy - mówi kobieta. - To ja też poproszę. Słowacy jadą na grzyby i pytają się, czy dużo ich widziałem. Szczerze odpowiadam, że nie wiem, bo nie zwracam na nie uwagi, czym wywołuję śmiech. Drugie pytanie jest z gatunku standardowych: - A pan chodzi sam? Oj, to niedobrze, bardzo niedobrze. Dziwne, że nie wspomnieli nic o niedźwiedziach. Na granicy na przełęczy Dujawa pusto (ale wcześniej widziałem wracający z niej słowacki radiowóz), po bokach leżą betonowe bariery, którymi przez kilka dni lipca Słowacy blokowali przejazd. Na szczęście teraz wygląda to niemal tak samo normalnie jak kiedyś. Po polskiej stronie zaczyna się Konieczna (Koнeчнa). Zastanawiam się, czy nie podejść do drewnianej cerkwi, ale ponieważ byłem przy niej podczas poprzedniej wizyty, więc ostatecznie od razu skręcam na żółty szlak. Przyjemnie opuścić asfalt, ale samochody do końca nie chcą się odczepić, bo kilka przejeżdża koło mnie z wielkimi tumanami kurzu za sobą... A widoczki ładne. W lesie na chwilę ponownie pojawia się słońce. Zaczynam w końcu odczuwać zmęczenie, więc robię sobie popas na skraju łąki. I tu nie delektuję się zbyt długo spokojem, bo ledwo zrobiłem zdjęcie, a przemknął jakiś debil na krakowskich blachach. Spotykam też jedynych tego dnia turystów pieszych. Kombinuję, czy nie skrócić trasy korzystając z czarnego łącznika biegnącego do samej bazy w Radocynie. Okazało się, że podobnie jak w 2016 roku jest on tak zryty, że bardziej przypomina bagnisko. Cisnę zatem dalej prosto, aż w końcu pojawia się dolina Wisłoki, co oznacza, że dotarłem do górnej części Radocyny (Радоцина). Wychodzę obok ruiny starej szkoły, której ostatnio wiatr zerwał część dachu. Wygląda coraz gorzej. Zostawiam plecak oparty o stertę drzewa i zaglądam na pobliski cmentarz wojenny nr 43 oraz sąsiadujący z nim cmentarz wiejski. Ten pierwszy - autorstwa Jurkoviča - prezentuje się kiepsko, ten drugi zresztą nie lepiej. Nieutwardzoną drogą tam i z powrotem jeździ terenówka z turystami, mam tylko nadzieję, że nie zainteresują się plecakiem. Na szczęście stoi on na swoim miejscu, więc zaczynam schodzić w dół i nagle zza zakrętu wyłania się... Inez! Mieliśmy się spotkać na bazie, lecz wyszła na spacer i tak trafiła na mnie . Inez także chce zobaczyć cmentarze, więc idzie do góry, a ja znów zrzucam plecak i szukam jednego z dwóch cerkwisk, które według mapy powinny być obok skrzyżowania drogi ze szlakiem. Znajduję teren, kształtem przypominający miejsce, gdzie kiedyś mogła stać świątynia, ale brak tam jakichkolwiek śladów po budynku. Po penetracji krzaków we dwójkę udajemy się w kierunku bazy. Według wcześniejszych wyliczeń miałem dziś do przejścia około 20 kilometrów, a tymczasem na zegarku nastukało mi już 24, do tego dwa przejechane stopem. Czuję, że zaczyna mnie odcinać i coraz częściej dopytuję się, czy to jeszcze daleko... W końcu jest - baza namiotowa Radocyna prowadzona przez SKPG w Krakowie! To dość specyficzne miejsce noclegowe, ofiara własnego sukcesu i tutejszego klimatu. Ludziom tak się tu podoba, że od kilku lat pojawiają się na niej masowo i, co gorsza, głównie samochodami w ekipie wielorodzinnej. Nie da się ukryć, że dla wielu osób bazy stały się sposobem na tanie wakacje z dzieciarnią, więc potrafią siedzieć w jednym miejscu tygodniami... Niby nic w tym złego, ale coraz częściej brakuje miejsca dla "normalnych" turystów, zwłaszcza tych, którzy zachodzą spontaniczne z plecakiem. Bez własnego namiotu możesz dostać kopa w tyłek - w 2018 roku załapaliśmy się dosłownie na dwa ostatnie miejsca w namiocie bazowym. Ba, bywa, że i z własnym "domkiem" się nie wciśniesz. Rok temu baza w ogóle nie działała - wiadomo, covid, choć inne funkcjonowały prawie normalnie. W tym roku pracuje, ale na nowych warunkach, to znaczy z obowiązkową wcześniejszą rezerwacją. Formalnie przyczyną jest pandemia, ale to ściema, bo nie ma takich wymogów i w pozostałych bazach nikt na to nie wpadł. Komuś z SKPG wymsknęło się, że to z powodu wspomnianych rodzin tłumnie zwalających się do Radocyny. "90 procent ludzi przyjeżdża do nas autami, to nasi główni bywalcy" - tłumaczono się. - "Czasem tworzą się wręcz kolejki do kibla". Pogratulować popularności, ale chyba nie oto chodziło przy tworzeniu baz namiotowych? Rodzinne wczasy mogą być dodatkiem do frekwencji, a nie jej motywem przewodnim! Niestety, chyba brakuje w Krakowie kogoś, kto podjąłby odważną decyzję i - podobnie jak w niektórych innych bazach - ograniczył pobyt do określonej liczby nocy, aby dawać szansę noclegu tym, którzy będą go naprawdę potrzebować. Już teraz coraz częściej słyszę głosy iż "do Radocyny się nie wybieramy, zbyt tłoczno". O dziwo, po wejściu na teren bazy stwierdzam, iż jest pustawo! Wita mnie sympatyczna bazowa, która na szczęście nie przywiązuje większej wagi do tego, czy nowo przychodzący rowerzysta albo piechur ma ważną rezerwację i nikogo nie wygania. A ja z ulgą mogę położyć się na pryczy... To był fajny dzień! Inez przeszła dzisiaj tylko kilka kilometrów, więc ją nosi i namawia na kolejny spacer. - Chodźmy do Lipna. Albo do Długiego. A może do Czarnego. - Jeśli chcesz, żebym się jutro ruszył gdziekolwiek, to muszę się zregenerować - odpowiadam, bo stopy pulsują mi tak, że ledwo mogę ustać. Nie zamierzam jednak zostawać w namiocie - zakładam sandały i idziemy do pobliskiego ośrodka Lasów Państwowych. Państwo w państwie wybudowało wypasiony ośrodek wypoczynkowy (w miejscu starszego), gdzie ponoć można coś zjeść i się napić. Kompletnie tu nie pasuje ten moloch, ale Radocyna już dawno przestała być opuszczoną przez Boga i ludzi pustynią, buduje się tu coraz więcej. Po szutrowej drodze ciągle pędzą jakieś auta, pył wciska się do oczu, hałas niesie się po okolicy i uspokaja się dopiero po zmroku. Próbujemy znaleźć restaurację, lecz nie ma żadnych oznaczeń i dłuższą chwilę kręcimy się od drzwi do drzwi. Wreszcie się udaje, ale kuchnia czynna jedynie do 18-tej. Dziwne, nocujący również nie spożyją kolacji? W ramach ersatzu wypijamy po niesmacznym piwie z Grybowa. A po zmroku integracja przy ognisku! Są znajomi z poprzedniego noclegu w Regietowie i kilka innych osób, w tym grupa młodzieży na bezalkoholowym rajdzie. Krążą jakieś flaszki, a ja wyciągam zdobycz z tegorocznych Bałkanów. Zielony kolor zazwyczaj innych odstraszał i więcej zostawało dla mnie, ale tym razem znaleźli się fani mięty . We wiacie brzdęka gitara i słychać śpiewy, tymczasem nad ogniem nieoczekiwanie zaczęła się dyskusja na tematy polityczne i obyczajowe! Przysiadło się dwóch tak skrajnych prawicowców, że przy nich minister Czarnek mógłby uchodzić za ostaję umiarkowania! To jednak rzadkość w górach i w takich miejscach... Dyskusja nabrała intensywności, młodzież siedziała cicho i z otwartymi ustami tylko poruszała oczami jakby oglądała mecz ping-ponga . Padały postulaty likwidacji cywilnych ślubów, mocniejszego czynienia sobie ziemi poddaną oraz odpowiedniej tresury zwierząt domowych ("żarcie raz dziennie i morda w kubeł"). Ogólnie wymiana zdań (oczywiście bez szans na jakiś konsensus) była dość kulturalna, choć nie obyło się bez kilku zgrzytów. Jeden z rozmówców wyraźnie się wkurzył, gdy zaczęto mu sugerować, że cała pandemia to oszustwo. - U mnie, k...a, dwie osoby w rodzinie zmarły na to oszustwo - zazgrzytał zębami. Innemu nie spodobało się, że nazwano go komunistą, bo nie zgadzał się z tezami przeciwnika. Chwała Bogu, że nie wyzwali go od cyklistów. W moim przypadku komisyjnie stwierdzono, że... nie jestem Ślązakiem . Siła argumentów pojedynczej komisji była tak miażdżąca, iż pozostało mi jedynie wychylić kolejny kubek likieru .

chce mi się nisko